Zapewne część z Was wie że należę do czcicielek kaszy jaglanej. Uważam ją za kaszę doskonałą i jadam kilka razy w tygodniu. Zaraz za jaglanką zaś plasuje się inne zboże które botanicznie w sumie do zbóż nie należy. Nie jest też uprawiane w naszym klimacie jednak jego właściwości odżywcze, a szczególnie zawartość dobrej jakości białka sprawiają, że również chętnie po nie sięgam. A jest to quinoa, po polsku bardzo ładnie zwana komosą ryżową.
Quinoa uprawnia była już kilka tysięcy lat temu. Jej właściwości od wieków były doceniane przez mieszkańców Ameryki Południowej z którego to kontynentu się wywodzi, dlatego nazywana też jest „złotym ziarnem Inków” lub „matką zbóż”.
Największą zaletą komosy jest moim zdaniem dobra jakość białka zawierającego niemal wszystkie aminokwasów egzogenne, co jest bardzo rzadko spotykane wśród pokarmów roślinnych. Dzięki temu polecana jest szczególnie osobom na diecie wegańskiej i wegetariańskiej.
Oprócz dobrej jakości białka, licznych minerałów i witamin, nienasyconych kwasów tłuszczowych, komosa zawiera saponiny wykazujące działanie antybakteryjne, antywirusowe i antygrzybiczne i przeciwzapalne.
Komosa nie posiada ponadto glutenu dlatego zaprzyjaźnić się z nią powinny osoby nietolerujące tego białka lub chorujące na celiakię.
A jak wykorzystać quinoę w kuchni?
Z powodzeniem może zastąpić każdą kaszę lub ryż. Ugotowana na sypko świetnie nadaje się do sałatek i zup. Patrz TUTAJ. Można ją dodać do owsianki lub jaglanki, a ja chętnie wykorzystuje ją jako farsz, np. do nadziewania papryki lub pieczarek. O, np. wg TEGO przepisu.
Istnieje kilka odmian komosy: czerwona, czarna i biała. Najpopularniejsza jest chyba komosa biała, ma też najdelikatniejszy, lekko orzechowy smak. Jednak odmiany ciemne , z uwagi na obecność roślinnych barwników (antocyjanów) są zdecydowanie zdrowsze, a przy tym mają bardziej intensywny smak i są bardziej chrupiące.
Ja polecam zakup komosy certyfikowanej , pochodzących z upraw ekologicznych, np. z firmy Bioplanet. Dostać tam możecie zarówno quinoę białą, jak i czarną i czerwoną.
A dziś zapraszam na pyszne faszerowane papryki w meksykańskim stylu. Lekko pikantne, z czarną fasolą, kukurydzą i pomidorami, i oczywiście główną bohaterką dzisiejszego postu czyli komosą ryżową. Podane z kolendrą i awokado stanowić mogą egzotyczny akcent w ten zimowy styczniowy czas. Zapraszam!
Składniki:
- 1 i ½ szklanki ugotowanej komosy ryżowej białej lub czarnej ( u mnie pomieszane dwie odmiany)
- 4 nieduże papryki czerwone
- ½ szklanki passaty pomidorowej (lub krojonych pomidorów z puszki)
- 1 szklanka ugotowanej czarnej fasoli
- ½ szklanki kukurydzy z puszki
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku
- 1 płaska łyżeczka mielonego kuminu
- 1 płaska łyżeczka mielonej kolendry
- ½ łyżeczki kurkumy
- ½ łyżeczki papryki wędzonej
- ¼ papryki ostrej
- 2 łyżki oleju kokosowego
- Sok z ½ limonki
- Sól i pieprz do smaku
- Na wierzch do posypania: natka kolendry lub pietruszki, pokrojone w plasterki awokado
Wykonanie:
- Cebulę kroimy w kostkę, na patelni rozgrzewamy olej, wrzucamy cebulę, wyciśnięty czosnek i wszystkie przyprawy i 2 szczypty soli. Smażymy na średnim ogniu ok 4 min, dodajemy passattę lub pokrojone pomidory, dodajemy trochę soli i cukru lub ksylitolu aby nie było za kwaśne.
- Na patelnię dodajemy fasolę, kukurydzę, oraz ugotowaną quinoę, wszystko mieszamy, doprawiamy do smaku.
- Papryki przekrajamy na pół, wyjmujemy nasiona. Do każdej połówki papryki wkładamy łyżka farsz z komosy ryzowej, fasoli, kukurydzy i cebuli z pomidorami. Papryki kładziemy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i wysmarowanej olejem. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 st na 40 min.
- Upieczone papryki podajemy posypane posiekana kolendrą, skropione sokiem z limonki z kawałkami awokado na wierzchu.
3 Komentarze
Skomentuj